Przecież jesteśmy! Wywiad z autorami książki

person Wysłane przez: Paulina Januszewska - Krytykapolityczna.pl list Kategoria: Aktualności Dodano: favorite Trafienie: 1224

Szkoła to heteroseksualny market. Wybierasz coś z półki albo znikasz...


Od 30 lat najważniejszą kwestią edukacyjną w Polsce jest nauczyć dzieciaki matematyki i zdawania testów międzynarodowych. Ale nikt nie uczy, jak być obywatelem i obywatelką, a także świadomą swych praw i szanującą innych jednostką – opowiadają Marzanna Pogorzelska i Paweł Rudnicki autorzy książki „Przecież jesteśmy! Homofobiczna przemoc w polskich szkołach – narracje gejów i lesbijek”.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
: Jeden z rozdziałów państwa książki brzmi: „Dlaczego szkoła potrzebuje zła?”. Jaka jest odpowiedź na to pytanie?

Marzanna Pogorzelska: Szkoła potrzebuje zła, by konserwować dominujący porządek: patriarchalny, konserwatywny, religijny, seksistowski i homofobiczny. Dlaczego? Bo, cytując klasyka, taki mamy klimat, a szkoła robi wszystko, by go nie zmieniać. Tak jest po prostu wygodniej, ponieważ nie trzeba korzystać z krytycznego myślenia ani weryfikować swoich konserwatywnych poglądów. Z moich obserwacji i rozmów z uczniami i uczennicami szkół wynika, że przytłaczająca większość nauczycieli i nauczycielek takie właśnie przekonania ma.


Homofobiczne?

Marzanna PogorzelskaMP: Tak. Homofobia, której poświęciliśmy naszą książkę, jest wisienką na torcie odpornego na zmiany systemu – wyrasta z niego i jednocześnie go napędza. Dzięki niej ów system może dalej bezpiecznie trwać. Nauczyciel lub nauczycielka pilnując status quo opartego na binarnym podziale płci, heteroseksualności jako jedynie słusznej formie relacji, funkcjonuje w szkole bez narażania na szwank swojej reputacji i komfortu. Nie znajdzie się na celowniku dyrekcji czy rodziców przeciwnych wprowadzaniu „jakichś liberalnych ideologii”.

Paweł Rudnicki: Szkoła, która po prostu trwa, nie zauważa różnorodności i się nie zmienia, jest absolutnie wygodna dla rządzących. Ale też dla wszystkich, którzy czerpią korzyści z faktu, że społeczeństwo jest odciśnięte ze sztancy, a więc przewidywalne. Szkoła potrzebuje zła, czyli dyscyplinowania osób „odstających” np. od „heteroseksualnej normy”, w celu utrzymania ładu i porządku, w którym wszyscy – chcąc nie chcąc – byliśmy wychowywani i socjalizowani. Badanie tego problemu osadziliśmy w niezbyt popularnych w Polsce gałęziach nauki, czyli w pedagogice krytycznej i emancypacyjnych pedagogiach. Ich głównym zadaniem jest próba zrozumienia, dlaczego rzeczywistość edukacyjna nie wygląda tak, jak mogłaby.


A mogłaby wyglądać lepiej? W Polsce?

PR: Owszem, bo mamy do tego narzędzia. Otwarta, tolerancyjna i szanująca różnorodność szkoła nie jest jakąś utopijną wizją czy projektem, z którego opracowaniem musimy czekać na arcygenialny umysł czy pedagogicznego wielkiego reformatora. Taką szkołę moglibyśmy nawet już dawno mieć. Nasza książka w zasadzie nie byłaby potrzebna − wystarczyłoby, byśmy przestrzegali dokumentów obowiązujących w UE, np. Karty Praw Podstawowych czy standardów antydyskryminacyjnych.

Widzimy jednak, że w naszym kraju dyskusje o społeczeństwie, kulturze, sytuacji jednostek, w szczególności tych z różnych grup mniejszościowych, wciąż rozbijają się o absolutny fundament, jakim jest respektowanie praw człowieka. Pokazaliśmy, jak to wygląda na przykładzie osób o orientacji innej niż heteroseksualna, które nie mają sojuszników w szkole ani w żadnej innej instytucji publicznej.


Piszą państwo, że szkoła jest odzwierciedleniem społeczeństwa i systemu, w którym ona funkcjonuje. Nie jest więc zaskoczeniem, że rzeczywistość edukacyjna homofobią stoi, skoro obecny obóz rządzący sankcjonuje nienawiść wobec środowisk LGBT+. Ale poprzednie ekipy też niewiele uczyniły, by uczynić szkoły przyjazne gejom i lesbijkom. To błędne, zamknięte koło. Da się z niego wyjść?

Paweł RudnickiPR: To zasługa nie tylko obecnego rządu, który zrobił wiele, by utrudnić życie osobom LGBT+, ale w zasadzie od 30 lat w polskiej szkole, jednak też szerzej – w polskim społeczeństwie – „nie było czasu ani miejsca”, by przeprowadzić debatę na temat funkcjonowania mniejszości – związanych nie tylko z orientacją psychoseksualną, ale również z pochodzeniem etnicznym czy stylem życia. Polska szkoła i jej włodarze po 89’ roku przyjęli, że najważniejszą kwestią edukacyjną jest nauczyć dzieciaki wiedzy instrumentalnej, łatwo sprawdzalnej w egzaminach zewnętrznych i międzynarodowych. I to oczywiście jest istotne. Ale niewiele osób uczy, jak być obywatelem i obywatelką, a także świadomą swych praw i szanującą innych jednostką. Wspomniany rok 1989 nie okazał się w tym kontekście żadną magiczną datą. Przed nią i po niej – szkoła jest tak samo konserwatywna.


I tak już będzie zawsze?

MP: W dłuższej perspektywie nie możemy liczyć, że zmiana przyjdzie z góry i dokona się za sprawą ministerialnych rozporządzeń i wytycznych, które zakażą używania dyskryminującego języka czy nakażą karanie homofobicznej agresji w szkole. Nie będziemy też jeszcze długo drugą Szwecją czy innym krajem, w którym jest oczywiste, że nauczyciel nie może pozwolić sobie na dyskryminację, na brak reakcji na przemoc na szkolnym korytarzu, bo straciłby pracę. Skoro tak, to pozostają działania indywidualne.

PR: To może zabrzmieć jak truizm, ale instytucje, w tym szkołę, tworzą ludzie. Dlatego identyfikujemy sytuację zmiany rzeczywistości edukacyjnej nie z odpowiedzialnym za nią ministerstwem, nie z programami kształcenia, ale z osobami, które w tej szkole pracują. Wierzymy w światłych nauczycieli i nauczycielki, bo w historiach – niekiedy bardzo dramatycznych i brutalnych – naszych respondentów i respondentek zawsze pojawia się jakiś człowiek, który staje się sojusznikiem osób LGBT i wnosi do ich szkolnego życia jakiś przełom.


Na przykład?

PR: To może być nauczycielka, która potrafi zapytać: „Co u twojego chłopaka lub dziewczyny?”, przeczuwając, że ktoś jest w związku nieheteronormatywnym. To koleżanka, która w niespodziewanej sytuacji zagrożenia przemocą homofobiczną staje w obronie swojego kolegi geja. To polonista, który omawiając biografie pisarzy i pisarek, mówi o ich orientacjach psychoseksualnych. Wreszcie – to po prostu ktoś, kto drobnym nawet komentarzem pokazuje, że szkoła i społeczeństwo nie są czarno-białe.


Co jeszcze powinni robić nauczyciele?

MP: Wydaje mi się, że nauczyciel bardzo by pomógł, prowadząc nie tyle wielkie akcje antyhomofobiczne czy antydyskryminacyjne, ile najzwyczajniej w świecie pokazując swoją otwartość i empatię. Z własnego doświadczenia i rozmów, które przeprowadziliśmy, wiem, że wystarczy sygnał: „O, wczoraj była parada równości, szkoda, że tak daleko i nie udało mi się pojechać”. Tak samo może zadziałać chociażby pochwała ucznia lub uczennicy za przygotowanie prezentacji, gazetki o homofobii czy wzmianka o małżeństwach jednopłciowych na lekcji.


I to działa?

MP: Tak, bo osoby niehetoronormatywne są szczególnie wyczulone na takie przekazy i bez trudu wyłapują ów drobny niuans. Od razu wiedzą, że do takiego nauczyciela czy nauczycielki można przyjść, zwierzyć się, poprosić o pomoc. Jeden gest czy słowo potrafią czynić cuda. A jeśli ktoś nie umie wyjść z własną inicjatywą, to niech przynajmniej reaguje na przejawy przemocy, bo tu widać ogromne zaniechania – i to nie tylko na tle homofobicznym. Świetnie obrazuje to wypowiedź jednego z naszych rozmówców: „Nauczycielka potrafiła mieć pretensję, że jakąś spinkę miałem we włosach, a nie zwracała uwagi na kogoś, kogo inni bez przerwy wyśmiewają, bo pochodzi ze wsi”. Nie muszę chyba dodawać, że krzywda tych, którzy słyszeli niewybredne uwagi na temat swojej orientacji, również spotykała się z milczącym przyzwoleniem nauczycieli i nauczycielek.

A przecież wystarczyłoby, usłyszawszy „ty pedale” (to wyzwisko pada na korytarzach i w klasach bez przerwy), jasno powiedzieć: „Nie pozwalam na takie zachowanie, to jest obraźliwe, to rani”. I znowu – dla wszystkich jest to czytelny sygnał, że nauczycielka lub nauczyciel nie daje zgody na przemoc, zaś dla ucznia lub uczennicy homoseksualnej – to silny przekaz wsparcia.


A co zrobić z awanturującymi się rodzicami lub nieprzychylną dyrekcją?

MP: Realizując kampanię na rzecz różnych mniejszości, można powołać się na przepisy, zawarte w takich dokumentach jak Karta Nauczyciela albo Ustawa o systemie oświaty. One mówią jasno: nauczyciele mają promować tolerancję i szacunek między ludźmi. To podstawa prawna, która daje duże możliwości i na którą ja sama, kiedy jeszcze pracowałam w szkole, powoływałam się przy każdej okazji – również wtedy, gdy rodzice przychodzili z pretensjami, że na korytarzu wisi plakat, na którym dwóch mężczyzn trzyma się za ręce. Ale trzeba pamiętać też, że świadomi i odważni nauczyciele i nauczycielki potrzebują wsparcia z zewnątrz – od mediów, od organizacji pozarządowych.

PR: Potrzebujemy nauczycielek i nauczycieli, którzy chcą rozpoznać rzeczywistość trochę szerzej niż ona jest pokazana w podręcznikach i niż wymagają tego kuratorium czy organy prowadzące. Jeśli nie wiedzą, jak to zrobić, mogą korzystać z pomocy organizacji pozarządowych. Tam znajdą treści dydaktyczne, materiały pomocnicze, szkolenia, a także całą rzeszę wolontariuszy, pracowników młodzieżowych, edukatorów gotowych do współpracy. Skoro państwo nie działa tak, jak powinno, trzeba wykorzystać zasoby obywatelskie. Poza tym jest jeszcze jedna ważna grupa odpowiedzialna za postawy kadry nauczycielskiej.


Podczas lektury państwa książki bardzo uderzyło mnie to, jak w szkole mówi się o ciele i relacjach w ogóle. Nauczyciele nie potrafią nazwać po imieniu genitaliów, a na akt seksualny mówili pełni zmieszania i lęku „to”. Jak na dłoni widać, że…

MP: …nie mamy w szkole żadnej edukacji seksualnej. Nauczyciele i nauczycielki nie mają pojęcia, czy i jak wolno im rozmawiać o seksualności. Oczywiście są różne szkoły i zdarza się, że za choćby wzmiankę o seksie kadrę pedagogiczną spotykają nieprzyjemności. Tymczasem, gdyby nauczyciele wykazali więcej akceptacji i inicjatywy, byliby bliżej ze swoimi uczniami i uczennicami, byliby lepiej przez nich odbierani. Mamy do czynienia ze strachem, ale i niewiedzą. To widać także na poziomie mówienia o homoseksualności.


To znaczy?

MP: Mam nieodparte wrażenie, że nauczyciele i nauczycielki, o których mówili nasi rozmówcy i rozmówczynie, nie wiedzieli tak naprawdę, czy homoseksualność jest okej czy jest zboczeniem albo chorobą.

PR: Niestety ofiarami tej ignorancji są kolejne pokolenia młodych ludzi. Brak edukacji seksualnej nazwałbym też długiem generacyjnym nauczycielskim, ponieważ ten rodzaj wiedzy całkowicie pomija się w programach nauczania na wszystkich etapach kształcenia od lat. I trzeba tu podkreślić, że nie tylko seksualność w szkołach i na uczelniach jest wielką nieobecną.


A co jeszcze?

PR: Zmiany klimatyczne, migracyjne, rasizm, język antydyskryminacji, transformacje w stylach życia, czyli relacje międzyludzkie, związki, formaty i rekonstrukcje rodzin. Skoro dziś w szkole rodzina patchworkowa jest tematem nieoczywistym, czy wręcz tabuizowanym, to co dopiero mówić o rodzinach tęczowych? Najwyraźniej ci, którzy tworzyli wytyczne dla pedagogów, nie myśleli o otaczającej rzeczywistości, lecz swoim długiem generacyjnym postanowili „się podzielić”.

MP: Nauczyciele przyjęli taki sposób myślenia, w którym wszystko, co związane czy to z osobami LGBT, czy to z klimatem łączy się z polityką, a przecież tego tematu w ich mniemaniu w szkole poruszać nie wolno.


Cały wywiad z Autorami przeczytacie na stronie: https://krytykapolityczna.pl/kraj/rozmowa-homofobiczna-przemoc-w-polskich-szkolach


Paulina Januszewska | Dziennikarka KP
źródło:
https://krytykapolityczna.pl/kraj/rozmowa-homofobiczna-przemoc-w-polskich-szkolach

 

Oficyna Impuls poleca publikację w wersji papierowej i e-book: /psychologia/2102-1075-przeciez-jestesmy-homofobiczna-przemoc-w-polskich-szkolach-narracje-gejow-i-lesbijek.html

 


 

niedziela poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota styczeń luty marzec kwiecień maj czerwiec lipiec sierpień wrzesień październik listopad grudzień

Nowa rejestracja konta

Posiadasz już konto?
Zaloguj się zamiast tego Lub Zresetuj hasło